Początek to zwyczajny.Jak wiele innych.Wszystkie trzy wskazówki stoją prosto,skierowane ku górze.Pozorny spokój.Lekki podmuch wiatru trąca sekundnik.Ten ruszył,i zaczął opadać na prawo,z sobie tylko znanym wyczuciem tempa.Początkowo niczego to nie zmieniało.
Wstrzymany oddech,pierwszy krzyk,otwarte oczy.Światło.Barwy nocy i dnia.Pierwsze słowo.Pierwszy krok.Huśtawka.Zdarte kolano. Dalej szkoła.Pierwsze miłości i porażki.Matura.Nasz bohater dorasta,ale wydaje się,jakby wszystko stało jeszcze w miejscu.Potem kobieta życia.Ta jedyna. Gdzieś nad horyzontem ciemnieje niebo.Gęste chmury.Nadciąga burza.Ale tu panuje jeszcze spokój sekundnika.
SZKIC DRUGI-W DESZCZU POD WIATR
Dorosłe życie.Dzieci.Żona.Obowiązki .Powiecie normalna codzienność.Grzmot... Potem kolejny.I jeszcze jeden.I następne.Wszystkie miarowo.To ruszył minutnik,poganiany silnym wiatrem. Burza co jakiś czas słabła.Czasami wyglądało słońce.To właśnie wtedy minutnik na chwilę krzyżował swój bieg z sekundnikiem.Wtedy,na moment,wszystko stawało się lżejsze.
Te wszystkie momenty-gorsze i lepsze-to wszystko odcisnęło piętno na naszym bohaterze.Nie.Nie złamało go.Uformowało jakby nowego,silniejszego człowieka.Wskazówki zegarka,niczym dłuta mistrza rzeżbiły w nim przez lata. Ten silny człowiek,ostoja swojej rodziny,niezłomny bohater wspominał często czasy sekundnika.Huśtawka,zdarte kolano,krótkie spodnie.Zdarzało mu się to zazwyczaj w czarną noc,kiedy burza przybierała na sile. Lecz każda burza musi kiedyś minąć.Tak i ta odeszła,z biegiem lat odmierzanych przez wskazówkę godzin.
RYSUNEK (EPILOG)
Wskazówki zaczęły zbliżać sę do za piętnaście dwunasta.Ostatnia kwarta.Teraz znów wolniej,bo stromo pod górę. Nasz bohater,siwy staruszek.Lekko przygarbiony.Siedzi w fotelu.Jest sam,nie licząc starego psa,który wymownie spogląda w oczy swojemu panu.Wokół ramki ze zdjęciami.Zastygłe uśmiechy.Pukanie do drzwi.Jakby stłumione. -Wreszcie jesteś,towarzyszko.Wejdż,rozgość się.Nie ma pośpiechu.Przecież zostaniesz do końca...Znów pukanie.Tym razem głośne i wyrażne.To jego syn z rodziną.Co za radość! Czekał na nich od rana. Ruchy naszego bohatera nie są już tak płynne jak niegdyś.Ale jest w tym jakaś siła.Jakaś szlachetność.Jak pożółkły liść,schowany między stronami książki.Może przetrwać jeszcze bardzo wiele. Gdzieś w przestrzeni,czyjaś jasna i ciepła ręka dotknęła zegarka.Nie odłożyła go do szuflady.Jeszcze nie. Zegarmistrz otarł go z kurzu i jeszcze raz,ostatni raz nakręcił mechanizm.Na ostatnią kwartę.
(Dziękuję llukas-owi 13 i Smokowi)