kiedy zapada zmrok
rodzisz się dla mnie naga od zahamowań
karmiąc się tobą dobrze wiem
że świt przyniesie daremność
jednak chcę zapamiętać ten wieczór
pełna dojrzewających jabłek
w ogrodzie złudzeń zabijasz tak zmysłowo
pragnę tego idźmy na całość
nacieszmy się sobą
choć księżyc obiecywał drogę
zachodzące słońce wygina ulice
osobliwy zmierzch nasze utopie
niech się dzieje
od piersi aż po wilgoć ud
rozchylonych po horyzont pożądania
nad ranem zapomnimy o sobie
tak lekko jak przyszło nam kochać
nieobecność wypije kawę
z miłością której los odebrał szansę
i był sobie chłopiec