Czasem przecież i tak trzeba
Temat jest nie byle jaki
Bo pieczenia chleba
Lepka masa marsz do pieca!
Trwa przed okres urodzenia
Potem trafia wprost na blachę
Pełna ciepła i pragnienia
Każda inna, różna w środku
Składnikami swymi lśniąca
Pełna zalet, wielbicieli
Na swą szansę czekająca
W końcu trafia się ta chwila
Ktoś ją cichem wykupuje
Wprost gejzerem uczuć tryska
Widać, że mu to smakuje
Ale czas upływa niecny
Gejzer traci swe ciśnienie
Biedna masa...
Rozkrojona
W oczach widać jak czerstwieje
Twarda robi się i gorzka
Traci dawny czar i połysk
Już nikt więcej jej nie kupi
Widać w oczach łezki błysk...