To nie był sen.Raczej przetworzył podświadomie obrazy,jakie zobaczył kilka godzin temu.
Dziwna prawidłowość w jego życiu.Pakowanie się nieustannie w kłopoty.Wciąż na nowo.
Szukał tylko toalety.Zawsze na tych imprezach to samo.Szukanie toalet.A to w prawo.A to w lewo.Czasem znajdziesz.
Tym razem się udało,ale otworzył też o jedne drzwi za dużo.Nie,nie zauważyli go.Jeden z nich zdawał się coś dostrzec kątem oka,ale nie zauważyli go.
Dopiero teraz do niego dotarło co widział.I jeszcze ważniejsze-co słyszał.Ta mieszanka dźwięku i obrazu zmroziła mu kręgosłup.Widział kilka ciemnych postaci,tnących żywe jeszcze zwierze.
Oni mordowali...konia.Konia,który wygrał wczorajszy wyścig.I ten przerażający dźwięk.Wycie.Ten zarzynany żywcem koń nie rżał.To zwierze wyło.A te postacie?To nie byli rzeźnicy na tyłach kuchni.Rzeźnicy nie noszą dobrze skrojonych garniturów przy swojej pracy.
Wiedział,że musi tam wrócić.To zdarzenie nie dawało mu spokoju.Ważył przez chwilę w ręce Ingrama.Szybkostrzelność tej broni zadziwiała nawet jego.Po tylu latach praktyki.Ale odłożył go z powrotem.Jakieś dziwne przeczucie podpowiadało mu,że broń palna w tej sytuacji nie zda się na wiele.Wziął więc spory myśliwski nóż.Tak.To będzie się nadawać.
I mimo wszystko,włożył za pasek wysłużonego Glocka.Na wszelki wypadek.Nie dopuszczał do siebie tej myśli.Ale jednocześnie wiedział to doskonale.Lepsza szybka śmierć od samobójczej kuli,niż męki z rąk oprawców.