Zamarzły nawet lodem tęsknoty nagie łzy
Płynące z góry zbocza strumieniem rozterki
W głowie myśli chaos a w snach jesteś ty
Świat samotności szuka mnie przed snem
Odległa a tak bliska scena pożegnania
Czuje ogień wypalający do zgliszczy strachem
W świadomości widmo bliskiego rozstania
Już niebawem zielenią wybuchnie wiosna
Ja wciąż marze o tobie w samotności suszy
Przez nagie stepy w ciszy tłumionej tęsknoty
Zapalając płomyk nadziei co lęku mur skruszy
Nadejdzie dzień kiedy Cie wreszcie zobaczę
Stanę przy tobie a w tle nasz wspólny dom
Jedynym lekarstwem na głód tęsknoty
Jest tylko ciepło bliskości twych rąk
Potem przybędę do rodzinnych łąk
Na nowo urodzisz się w mych źrenicach
Przy tobie usiądę odnajdę swój własny kąt
Będę płynął na szczęścia chmur ławicach
Ziarnko kiełkuje a gleba jeszcze surowa
Pogorzelisko miłości płonie w morzu zasp
Przecież ja i ty rozumiemy się w pól słowa
Kochaj mnie jak gdyby zatrzymał się czas
Chcę być wszędzie tam gdzie będziesz ty
Na dywanie utkanym z marzeń gnać
Gdy wzejdzie księżyc zanurzyć się w sny
Chcę być obok być blisko ciebie tak