dzień zamknięty w zbuntowanej pięści
kwitnie żałość na nieszczęsnej skroni
czekającej na pomyślne wieści
lecz na próżno...
coraz bardziej pogniecione kształty
coraz gęściej ściele się jad
gorzkie krople spłynęły na wargi
podły deszcz napluł jej prosto w twarz
ciągle pluje...
dusza rzuca się już na kolana
już nie prosi lecz donośnie krzyczy
dni stłamszone w zimnych sandałach
niosą w dłoniach kilo goryczy
to na obiad...
i tak snują się krusząc nadzieje
aż do dnia gdy opadnie kurtyna
zamknie wieko i wtedy zadnieje
widzisz ciało – dusza się ulotniła
w końcu światło...
nikt tutaj pomóc
raczej nie może
Bóg nawet
rozkłada ręce
każe ci tylko
krzyż swój w pokorze
zanieść do celu
nic więcej...
18 lutego 2013