zakrętem,z góry na dół
w wiosenno letni wieczór
bez pośpiechu,w kurzu i śmiechu
Często plecak pakuję do pełna
komory,zamki,przegrody
...zbyt wiele
Aż szwy trzeszczą
pękną zaraz,jak pod batem plecy
Mógłbym tak znów pójść,traktem
w dół,zakrętem
z plecakiem przyjacielem,co niesie zbyt wiele
Tylko wieczór zmatowiał,
i w żadnym pośpiechu donikąd nie zdążę
nawet kurzu na drodze już nie ma
A śmiech?
na bruku przucupnął
na mój powrót czeka
Niech tak czeka...