Ona tak groźna jest i nie zdobyta.
Na jej wierzchołku sosna,
piękna i dumna, ostatnim korzeniem
podłoża się chwyta.
Jeszcze słyszę szum gałęzi,
jej ostatnie tchnienie.
Jakby z morzem się żegnała i
ostatnim brzaskiem.
Być może już za moment, za chwilę,
ze skrzypieniem i trzaskiem-w dół runie.
Stoczy się w przepaść nieistnienia
i tam już pozostanie.
Możliwe, że ktoś uchwyci na długo tę
chwilę, spojrzy kiedyś na skarpę i…,
stwierdzi z westchnieniem, iż nasze
życie jest jak jej-sosny, tak krótkie,
jakby oka zmrużeniem.
6.10.2002r