od ludzi, biegnąc przed siebie co w nogach sił.
Wciąż słowa niczym kamień ciskane:
nic nie robisz, co umiesz, co wiesz?
I słyszę tylko pusty śmiech, tak ludzie ranią mnie.
Po pustych polach istnienia samotnie tułam się
w te mroźne noce i dnie.
Niepewność jutra, żal i lęk, nie ma gdzie
się skryć by odetchnąć.
Wtem na tej drodze człowieczej niegodziwości,
chatynka jakaś niewielka.
Oby starczyło sił, choć nogi zbolałe od ciągłej
tułaczki i w płucach brak tchu,
dopadam jej bezpieczny próg.
Chowam się w najdalszy kąt, zwijam się w kłębek
z zimna i głodu akceptacji drżąc, zamykam oczy.
Niech skończy się ten dzień, by przetrwać tę i kolejną noc.
19.10.2012r.