minut pomarańcze niedorzecznie
słonecznikiem
psychotropowa rzeczywistość
nad talerzami aby nam się
wyglądam przez okno mojego
pokoju a tam jedynie krajobraz
z milczeniem w tle
podwójne widzenia
wybaczalnie z tramwaju
ludzie machają na lepsze
zakatarzonymi chusteczkami
bez wyjaśnień
nic nie jest pewne
dzień noc zmierzch świt
sza
śnią na jawie
równowaga zbilansowana
kiełbasiane drapanie umysłów
w tesco właśnie rzucili toaletowy
kup dziesięć tysięcy rolek
a dostaniesz cukierka
promocja trwa
nieuchwytna
każdy ma swoją
niedopowiedzianą cenę
za schizofrenię w czterech strefach
szarości liści koniczyny
może ci wreszcie powiem
krążę po strukturze oddechów
dysonansem
przypadkowo podsłuchany
masowiąc szepty
pragnę celowości gór na nizinach
trochę odespałaś
ale nadal zaiste na chybił trafił
sam na sam