na ramieniu
przygniatało blaskiem paliło duszę
zatraconą
zniszczoną
próbowałem powstać
ciężar życia
pytania bez odpowiedzi
dlaczego
szukam
szukam wyjścia
a może to ono mnie szuka
pajęczyna mgły oczy zamyka
wyciągam dłoń
i pustkę napotykam
szyderczy podmuch wiatr niesie
jestem w epicentrum nicości
ściany zła otwierają drogę
donikąd
przekleństwo tłumu kłuje stopy
upadam
przygnieciony
lawiną pychy zawiści
zapadam tonę
istnienie... zanika w obłędzie myśli
pragnień zapomnianych