gdy wody dolewam do słów
oddychają głębiej
usta marszcząc powtarzają
co trzeci oddech
a skurcze przyzwyczajeń
rozganiają tlen
w kroplach ociekających po szybie
znajdują siebie
nigdy nie dopieszczone
mętnym wzrokiem ogarniają próżnię
załamaną sztucznym oceanem
i po kamieniach biegną
nagim ciałem
rozmazanym pośród tysiąca rzęs
wskoczyłbym do nich
lecz kto by wtedy karmił
ich lęk