małe nadgodziny
codziennego życia splątanego w bluszcze
lubię wtedy pomarzyć
po dotykać wyobraźni
samotnie zamykając się w sobie
otworzyć szczęście
jak okno patrzące na łąkę
odzianą w kwiaty
na stole rozłożyć piaskownicę
i lepić niedostępną wieżę
być księżniczką o złotym warkoczu
pachnącym lubczykiem
i siarką
darowaną od wigilijnej dziewczynki
w rozbitym lustrze królowej lodu
i czekać jak przybędziesz woskowy rycerzu
na białym koniu z Augiaszowej stajni
lubię patrzeć jak zrywasz koniczyny
i rozrzucasz po niebie zasłaniając gwiazdy
tak kwitnie niedostępne szczęście
ukryte w Syzyfowej pracy
a potem wspinasz się po ścianie obłoku
i patrząc w me oczy
spadasz
zawsze o metr za wcześnie
od wyciągniętej ku tobie dłoni
odjeżdżasz wtedy z myślą że wrócisz
kiedy ja
ponownie zamknięta w ciszę
z Calineczki
zmienię się w żabę