dla rąk spod koła polarnego
mały diament co miał świecić
odpadał z ciała niewieściego
schodziła w przenośni i życiu
schodami trochę oniemiała
usłyszała słowa gorzkie
gdy marzyła o migdałach
świat po czarniał w jednej chwili
gdy on głosem dość donośnym
wypowiedział mowę krótką
kocham lecz bez przyjemności
nie wiedziała co ma zrobić
myśli tysiąc w głowie rodzi
popatrzyła raz za siebie
drzwi zamknięte dalej schodzi
na podwórku przycupnęła
ławka była nie do zdarcia
w przeciwieństwie do języków
z których słowa usłyszała
że to wina jej dobroci
bo faceta trzeba grzmocić
a szczególnie podczas seksu
w myśl freudowskich priorytetów
morał sam się z bajki budzi
żyj kobieto pośród ludzi
tam przygoda się nadarza
facet w domu to zaraza