chociaż mówisz za nas dwoje
czasem przy obiedzie padnie spojrzenie
lecz jakieś takie bardzo obce
minął czas kiedy wchodząc do sypialni
wnosiłem Ciebie po poręczy balkonu
a Ty w zamian zamieniałaś dom
w oazę spokoju
teraz spotykamy się w drzwiach
podając dłoniom przemoczony parasol
z napisem teraz twoja kolej
przemoknąć w zaoranym raju
a mimika twarzy gra rolę życia
zawsze uśmiechnięta
z pyskatym wyrazem oczu
dotykając rozwściecza
na naszych biurkach brakuje zdjęć
w szufladach jest im cieplej
ciągłe przeciągi mazały na szkle
kurzem i przesileniem
pobliski kościół kiedyś dzwoniąc budził
dziś pobudza jedynie migrenę
a spowiedź nie do strawienia
zaciska gardło łabędzim śpiewem
a mimo to
choć kieszenie pełne grzechu
nie istniał by dla mnie świat
bez twojego oddechu
bez tego ciągłego na przekór
co wyciska łzy z przemęczonych oczu
jedno na pewno wiem
gdybym spadał w dół Ty za mną skoczysz