niech rosną
póki słońce patrzeć może
nie oślepnę
pomaluję drzewom liście
zazielenię
krajobrazy uschłych marzeń
w głowie
wypiję wodę z oceanów
by uwolnić
wraki porzuconych statków
z dna podniosę
odbuduję wieżę Babel
krzycząc
na przekór wszystkim wiarą
nie zwątpię
przemebluję nieboskłony
po północy
księżyc pomoże mi nosić
gwiazdy
zdemontuję górom szczyty
i rozrzucę
na rozgrzanej pościeli Sahary
by zgasły
tylko po co miałbym to robić
skoro nie mogę
wejść przez otwarte drzwi
twojej namiętności