krakało zdziczałe konarami
setki oczu patrzyło z góry
łypiąc wściekłością natury
czasami wzlatywało czarne stado
gdy nie patrzyłem opadało
dziurawiło niebo kręgami
szarpało dziobami
pazurami
zrozumiałem to upadłe anioły
przybyły
jak przestałem być młody
zwątpienie przelewało czarę
kiedy straciłem w siebie wiarę
czekają na mnie by porwać duszę
kiedy umrę na napiętym sznurze
lecz ja tylko przysiadłem
głowę między kolana chowając
bo strach zabrał zamiary
boga słowa oddając
więc odszedłem nie w wieczność
a w zrozumienie
że jedno je mam
że życie
nad wszystko cenię