we fragmencie (zawsze) dziwnie sentymentalnym,
nie da się usprawiedliwić kilkoma słowami,
choć (nawet) język wciąż udaje
oczekiwanie na agitację.
Jedyna prawda, która zostanie,
to ta, że nie stać mnie już na halucynacje,
bo czepia się ciebie artysta z bożej łaski,
bezładnie zapisujący absoluty i bezkształty.
Mój czas poezjowania
zagryziony kolejną ryzą,
nie umie znaleźć pointy dla siebie.
Byli lepsi ode mnie,
są
i będą,
tylko ukradkiem tak analogiczni,
bo ile można przebywać
na nieświeżym powietrzu metafor?
Już nie mieści się w płucach
to filisterskie przyklaskiwanie,
tak samo, jak i owacyjne milczenie na stojąco,
bez żadnych odchyleń,
bez to
i bez owo.
Nieczytelny nie ocaleje
jak podcięte z nóg serce,
które obejmuje siebie
od siebie,
zawsze na odległość zmyślenia.
A potem tak ciężko ochłonąć
w czysto przypadkowej,
brudnej próbie wybielenia życiorysu.