dogasające w popiele płonące powietrze
w starciach na słowa
dzielone na czworo
Chociaż chcemy najlepiej
przyszło wić zawsze za małe gniazda
bez żadnych znaków szczególnych
Staramy się wrócić na swoje miejsce
choć ślad po nas zabiera wodolejstwo
i tłusta Lady Makbet
która nie robi nic
oprócz umywania rąk
Nie zawsze za naszą sprawą
wszystkie chwyty dozwolone
choć piekło da się wciąż wyjaśnić
niejasną do końca
poetycką licencją
Jak ostatni durnie
wyhodujemy coś z Shakespeara
uwolnimy nieczytelne sygnały dymne
i przegonimy dobre duchy
by nie zepsuły nam zabawy
w upadłość interesu
Sam rozdaję zapiaszczone miedziaki
zardzewiałe śruby
stale noszę przy sobie zakrwawione węzły z Gordii
dlatego
kiedy czytam zły wiersz
spalony na popiół od nadmiaru słów
nie potrafię milczeć