spogląda wprost w czas -
ze smutku pęka mu serce
Jego cały uzbierany majdan
odpływa w milczeniu
Na zachętę do życia pozostała jedynie mądrość
która w tym całym bałaganie
wszak jest ostatnią metodą
na niebagatelną bezsilność starego człowieka
ostatnim jego szaleństwem –
decyduje o sobie
jakby go już nie było
Mój ojciec dawno przeliczył swą jesień
nawet zima mu teraz nie straszna
więc na niemal bezwłosą czaszkę
nie ma żadnego sensu zakładane czapki
Z pragnień zostały mu
być niezwyciężonym widzem pojedynków na sztućce
artystą drobnych kłopotów z zakalcem
wytrawnym taksówkarzem po bezzębnym niebie
Mój ojciec zrozumiał –
nic złego już się nie przydarzy
tej całej historii też nie było
wcale
rozsądniej jest teraz wyliczać zmarnowane szanse
Mój ojciec wie –
lepiej nic więcej nie mówić
żyje wszak już wystarczająco długo
w wyblakłych wspomnieniach
Już wie
że następnego ranka słońce może wstać po raz ostatni
I tylko ten nieznośny żal
że całą rozgrzebaną robotę
trzeba będzie zostawić
często mało kumatym pajdokratom i filistrom