palcem przesuwam twarze
krajobrazy ciągłego wyboru
naczelnego samca
lub samicy gotowej na poród
codzienności
spożywania czterdziestoletniego życia
i ciała
koło fortuny zaczyna się sypać
staje się szczytem niemożliwości
Syzyf upadł
ledwo oddycha pod ciężarem
własnej tożsamości
nikt nie chce go ratować
po co ma się zestarzeć
lepiej niech zdycha
jego wybór
bezcelowości
bycia sobą
czasem tylko kości
skłaniają do myślenia
o wielkiej wygranej
choć wiadomo że losem
można tylko sobie podetrzeć
nie żyć
czekam na
przypadkowość
zdarzeń które pozwolą
spaść o parę lat niżej
choćby duchem
i zachowaniem
reszta
i tak zostanie rozdarta
dłońmi
nowych pokoleń