Muzo, całą garścią zarzynająca słowa,
ledwie słysząca dialog, choć garść gardeł
stara się krwawić pomiędzy tabliczką a rylcem,
odkładająca na zawsze garść, co znaczyć powinny –
wyostrz w niej słowo, dawno już nalotem pokryte.
Tępa muzo, która je łamiesz na dowolną stronę,
nawet zwykłe słowo, ( nie ) nieobyczajne,
nie czytaj znaczeń zmyślonych dla ciebie,
zardzewiałych tak w pochodnych jak i słownikach –
wniknij w powinność wypowiedzeń następnym aktem króla Leara.
O ty, tępa Kalope, niedorozwinięta kurtyno,
udowodnij, że słowo uniesie każdy stan twej połowy, każdy ciężar –
zachowaj je, choćby tak zwyczajne,
wyklnij w końcu, by mogło oderwać się w porę od aktora
i zapisz mu krzyżyk tępym rylcem,
ostatni rapsod przed zachodem braw jak i słońca.