Jesteś moją jadowitą,
lepką przeszkodą na grzbiecie;
w tej samej przestrzeni
rozganiasz wyczyny powietrza,
naginasz małe niebo do swoich potrzeb -
zatrzymało już na mnie naznaczenie.
Starasz się już nie słyszeć tego mięśnia,
wyczuwasz, że jego szept matowieje,
dlatego chronisz puch odbić.
Suche wyjścia
nadal rozpaczliwie czepiają się
twojej i mojej wierności.
Mróz pobladł w uśmiechu.
Sondujesz przemijanie
i tak już martwą powieką
Jeszcze tylko ta
śmiertelna skrzynka na mięśnie,
poskrzypujące, nieco przeterminowane opakowanie,
suchy dok serca z drutu.
Musisz przyznać, że nie wystawiam już tajemnic
na byle żar.