stopom coraz ciaśniej
palce chyba ze trzy zostały
zaparte
ciało wygięte parabolą życia
garb zobowiązań pęcznieje
żywym okiem to widać
<wiatr lekko wieje>
płaszcz leży obok
na metrze kwadratowym chodnika
{gdyby to były skrzydła
pomyślałbym że anioł
gdzieś w tłumie się skrywa}
stoimy
teatr chwili rozpoczęty
w samochodach gra muzyka
plenerowe kino
naprzeciw policyjna taśma furkocze
trochę rozprasza
gdy próbuję wsłuchać się w krzyki
cyganki
na skrzyżowanych dłoniach
niebieskie światło zmarszczki odbija
widzę jej oczy
a raczej słone morze
ktoś mnie popycha
pewnie zasłaniam
przeze mnie może nie dojrzeć
jaki był finał
powietrze zniknęło
wchłonięte
do płuc drugoplanowych aktorów
coś się zdarzyło
nie widziałem
na moment zamknąłem oczy
tam już go nie ma
zniknął
cień człowieka
szkoda
miałem zapytać
czy nie chciałby
na mnie poczekać