kuglarze żywiołów
obszczekujemy w małych grupach
opustoszałe wieczorki
opustoszałe knajpy
warczymy na spasione prostytutki
My
pożarci pięść w pięść
wiemy
że wszystkie chwyty dozwolone
rozchlapujemy mózgi w ciasnych klatkach
i łamiemy widnokręgi naszych depresji
(albo tylko tak nam się wydaje)
My
bezwładnie oparci o szynkwas słowotoku
wymyślamy chwytliwą wolność
nasze Harpie ważą uderzające podobieństwo
do poronionych pozorów
My
Hugenoci zaciśniętych próżni
gubimy nowy ląd pod stopami
sztyletujemy legowiska
których nijak przestąpić
Tak mija wszystko
wszystko tak mija
Bo my
zarzygani w burdelach poeci
będziemy recytować rodzinie nasze wypociny
puki tlenu w płytkich
wiecznie pijanych płucach