szczególnie nocą to widać
kiedy z ciemności wychodzi cisza
a sen gwiazdami przykrywa
drogę
po której pędzą bawole chmury
czarne pastwiska pełne piołunu
piorunów
tnących brzytwą szkło okienne
grzmi
strach zagląda w oczy
jakże miło by było
przytulić
choćby skrawek nocnej koszuli
za cienką linią zawieszony księżyc
rzuca odbicie szarpiące niebo
spalając ogniem pomarszczone gejzery
czeka
aż wyciągnięte ramiona dobudzą
zaspaną w kaprysie miłość
czara goryczy
nic więcej nie zostało
dla spragnionego kochaniem
ciała
zatrutym pragnieniem
każda z chwil
palcami przebierana
patrzę na zamknięte
zwierciadła duszy
może choćby przypadkiem
drgnie rzęsa
w dźwiękach burzy
co siedem sekund
odradzana w świetle nadzieja
kamienie zamiast pościeli
tak wygodniej zasypiać
kiedy jedno chce
a drugie nie pozwala
w nagości poszukać
satysfakcji
grzmoty
niech zostaną podnietą
i razem odejdą
do rana