porwane na strzępy tępe dłuto zagadek,
czasem duchowe pokrewieństwo z szerokością
i długością geograficzną.
(Charon ma w zanadrzu dokładne współrzędne
ale uparcie milczy).
Zostaje piaszczyste współczucie dla tych,
którym nie dane dopłynąć do brzegu pełnego niewymiarowych przesunięć
i brzydkich (dla gasnących oczu) grubych zrostów wyobraźni,
czuwanie we wciąż ożywianym powietrzu,
kapanie z przewlekle ciężkich chmur,
gdzie ustawiczna szamotanina kto (po trupach) wejdzie wyżej
na wymarzony obłoczek.
Zostanie piękne szaleństwo w wizji pozostania na ruchomym brzegu,
niedokończony, kiepski spektakl na klekoczącej, obrotowej scenie,
okrutny koszmar, bure wody płodowe,
pierworodne zapiski na pogniecionych świstkach,
myśli i przeczucia prenatalne.
Zostaną kłamstwa o nieodbytych triumfach,
na niemal nagich popiersiach zetlałe tabliczki,
nagle owdowiałe półki w pachnących stęchlizną szafach,
którym (nijak) nie dane rozpierzchnąć się po świecie.
Zostanie po nas poroniony skrawek, co (innym) wrzyna się w stopy,
obumierające kąty (kąt wszak zawsze jest ostry),
gwałtowne przebudzenie od świeżo skojarzonych faktów
co w nich tkwią, niczym zmurszała arka Noego,
wypchana po brzegi cmentarnym murem naczyń połączonych.
A to wszystko nie tak.
Na toasty zawsze wysupła się trochę czasu.
Wiec za nieliczenie się z nikim i z niczym,
za pozostawione (na nieoznakowanym rozstaju) zapasione serce.
Lecz brzęczy zagadka, czy zostanie głos syren na magicznej wyspie
kiedy kopniakiem odepchną nas od brzegu?
Niczego nie mogę ci zagwarantować.
Trudno zgadnąć.