nadsłuchiwałam
wbijane zęby kruszyły jabłka
spływające krople słodziły wargi
trucizna opadała
kroplami
wprost na przyległe
do podłogi nieba
chmury
czarniały
mury niedostępne upadłym aniołom
kuszenie
gdzieś echem jeszcze niesione
mdliło
nadmiarem niedopowiedzianego słowa
wlokąc potępionych dźwigało zwycięstwo
zostawiając porzuconą
koronę
wiatrem błękit Bóg poruszył
ogniem
zaczął palić robaczywe drzewostany
z mozołem włóczęgi szedł przodem
a za nim anioły w białej litanii
piórami zgarniały liście
tlących się jabłoni
zapach popiołu
w piołun zamieniony
wymazywał imiona
niedoszłego męża
dla
niedoszłej żony
tak znikał Raj
i testament
potępionych
wrota otwarte pozwoliły uciec
opaść z potopem
w niepewność ludzką
gdzie dzieci wygnane ślepną
wybierają
wolą
kolor piór
zbierając pestki
marzą o sadach
w którym wiosennym zapachem
roi się od pszczół
a nie skażonych kwiatów
przebudzona
nie poznaję Adama
czy on za mną spadł ?