do pokoju wpadło słońce.
Oświetliło brudne kąty
i rzuciło światło na
cały pokojowy bajzel...
- Muszę tu ogarnąć- pomyślał.
Jego myśli krążyły wokół ładu
ale dusza bałaganiarza
żyła spokojnie swoim życiem.
Zbierał się w sobie,
Robił postanowienia poprawy
ale postępów nigdy nie było.
-"To jest ten moment"-
głos z jego wnętrza
świdrował mu w uszach.
Usiadł przy stole
pełnym brudnych naczyń,
kubków ze spleśniałą kawą,
talerzy tłustych i cuchnących
Załamał ręce
nad poplamionym obrusem,
Spojrzał na sufit pełen
misternie utkanych
kordonkowych pajęczyn.
Zerwał się nagle do pracy,
złapał starą szmatę
i z wypiekami na twarzy
zapragnął coś zmienić.
Był samotny
opuszczony
Nikt go nie odwiedzał
Żył, ale jego istnienie
nikogo nie obchodziło
Podszedł
do zachlapanego okna
Spojrzał na szare podwórze
i walące się zabudowania
"Moje życie, jest jak mój dom
analogicznie do mnie pasuje,
więc po co to zmieniać?"
-pomyślał
Upuścił szmatę
zbladł
zobojętniał.
Osunął się na starą sofę
wciągnął w płuca
zakurzone, zagrzybiałe powietrze
i zasnął...