Bezsilny otworzył oczy...
Był w tym samym miejscu
co godzinę temu.
Odsunął poplamiony koc
i znowu podszedł do okna.
Ściemniało się,
znowu poczuł się bezpiecznie
bo nie musiał patrzeć
na te strasznie zagracone wnętrze
i zniszczone przedmioty.
Zasłonił zasłonkę
a właściwie
poszarzały ze starości
kawał szmaty
niewiadomego koloru.
Zapalił lampkę
z potarganym abażurem
i zasiadł do kolacji.
Tym razem nie umiał jeść,
kęsy chleba
stawały mu w gardle okoniem.
Myślał i jak zwykle
nic z tego nie miał.
Co chwilę spoglądał jednak
w jedno miejsce
wysoko na ścianie...
Było to miejsce niezwykłe,
Bo nie opanowały go jeszcze
zadomowione pająki.
W miejscu tym wisiał
jego dyplom profersora.
Do źrenic napłynęły mu łzy.
Przed oczyma przelatywały
obrazy z lat świetności
i jak złowieszcze ptaki,
dobijały właściciela tych wspomnień.
A on, nie mógł
nic zrobić.
Znów historia Bezsilnego
zatoczyła błędne koło...
cdn.