siedziała staruszka
coś mówiła do siebie
lecz kiedy nadleciały
zielone motyle łąką zaczęła błyskać wszystkimi kolorami tęczy
pojaśniało i
melodyjnie chmury rozsunęły się
pojawiło się piękne słońce i wraz z nim bociany jaskółki leniwe sowy
blada nabrała promiennych
rumieńców i przypomniała sobie pierwszą miłość
stała jak zaczarowana w rękach bukiet pachnących polnych
kwiatów
rozmijała się myślami
z teraźniejszością
ponownie była młoda
ponownie jej broda
odzyskała dawną jędrność
bez wąsów zmierzała
do groty leśniczego habuby zork
w leśnych mutacjach pantalonów i gniadych koni siwe
nietoperze napromieniane krzyżowały podbródki
było to jedynie złudzenie
a może była to tylko katatonia?