dzienniki chwil wyszeptanych a nieobojętnych
o nieobecnym aniele który przyszedł
po drodze mlecznej oceanem uczuć prosząc o spełnienie
by nie zgasły kolory we mgle
o intrydze hebanowych oczu uknutej spiskiem
przeciwko pragnieniom bez tytułu
wyrytym na skale ostatnimi strofami pokusy
o bezsensownej białej róży wydrapanej paznokciami
w odcieniu krwi na plecach
kiedy droga w obydwie strony wydawała się jedną
na własną prośbę nigdy się nie dowiesz
ile czterolistnych zostawiłaś które muszą zgasnąć
czuła dłoń już nie kręci loków na rozwianych włosach
milcżą usta stęsknione całowań
do granic wszechświata po niebiańskiej półkuli
w sukience mini przechadzasz się wzniośle ku słowom
na wenowisku kradnąc bukiety z polnych kwiatów
jednym kolcami po języku innym przychylając rozgwieżdżone
szukasz stolarzy samogłosek wytwarzających znośne relacje
tam gdzie tlen nie osiada w pustych kątach
ze skrzywionych dzieciństw z niedokońca dorosłości
zawstydzony wygrzebuję kolorowe dzwonki
bez hamulców spisuję testamenty
nie zawsze czarno na białym na upamiętnienie serc
pokrojonych w plastry wyciskające soki z ostatniej cebuli
dźwiękami słów czarna komedia
opowiadam historię rozśmieszając boga
zamurowałem symbole
powracając obsesjami na wiśniowy spacer z poetką
o święta naiwności nie pytaj czemu
wymijając rzeczywistość pragnę widoku z jej okna
przed północą na drodze do poznania
stanie już tylko jutro
a ojciec ojców na przekór
wyrywie ostatnią kartkę z naszego pamiętnika