Dziesiątkiem oczu wyłuskanych ołowianą łyżeczką.
Dziś podlane cieczą gęstą.
Obrazują nosicieli piekło.
Jak języki trzepoczące się niczym ryba bez głowy.
Przybite gwoździem do podłogi.
Cóż za wymogi, że boli
Nie chcę bólem zniewolić.
Zawsze humanitarnie.
Nóż wbijam gardłem
tak jest fajnie
Zawsze głupia to nadzieja że to konięc bólu już
No cóż intubacja założona więc przejdziemy do związanych stóp
mamy skurcz to tylko lód
odmrozimy wszystkie palce
potem w misce z wrzątkiem będą tańce
Już nie mówią
Już nie płaczą
Plują Krwią
Nią także płaczą
Kończyny wykrzywione
Posągi z kamienia
Opływające potem
Na konięc póki mam ochotę podwieszam za obojczki
Cieszę cie widokiem
pryskam kwasem jak mżawka storczyki
Dla relaksu mej psychiki
Lubię gdy ktoś, staję sie nikim