spojrzeć inaczej
z wierzchołka Jakubowej drabiny
na sprawy przyziemne
firanki to nie zasłona przed światem
szczególnie gdy okna otwarte w przestrzeń
zaciągają powietrze
zamieszać zupę w przeciwną stronę
z obierek upleść kokardki
takie nasze rodzinne spaghetti
domowej restauracji
po którym smak zamiast milczenia
wypełniałby półmiski
godowej kolacji
ręce wyciągnąć przed siebie
zamieniać dzień w przebywanie
zaś nocą kochać inaczej niż zwyczajnie
schodząc w dół po schodach
udawać że grawitacja zaspała
spadać na moje ramiona
siłą kobiecego ciała
założyć sukienkę
tą z przed paru laty
tak cudnie leżała na piersiach i biodrach
zostawić ramiączko niech opada
drugie też
bo jedno za mało
żeby ramiona całować
zgłodniałymi ustami
ty jednak wolisz ripostami dzielić łoże
szarymi argumentami co najgorsze
zlepiać w codzienną destrukcję
zbyt wysokie mury
zbudowaliśmy chińskim rozpędem
może faktycznie
na wczoraj załóż sukienkę
bym mógł wrócił na łono
które kiedyś mnie rodziło
wówczas zatrzymam czas
żeby to co się wydarzyło
nie zdarzyło się nigdy
po za tobą
której wypowiadam
jutrzejszą miłość