kiedy do mnie tak blisko podchodzisz
niby obojętna i beztroska
kiedy muszę zrobić wszystko
by nie dotknąć
a wywołane pragnienie zagłuszyć
opuszczając w dół oczy
jak podajesz szklankę
a ja ją zmieniam z oczywistości
w coś do nieopisania
żebym tylko móc skryć się na dnie
i czekać aż poczujesz
że musisz
wilgocią natrzeć usta
ułamki sekund
zawieszone w spojrzeniach
kiedy ma się wrażenie
że źrenice są tak blisko siebie
jak nic do tej pory
ta zmienność w nich koloru
tworzona na poczekaniu
gdyby zdarzyło się cokolwiek
innego niż słowa
jak gówniarz ze spuszczoną głową
czekam na spóźnioną pieszczotę
ty do mnie mówisz że ładna pogoda
kiedy ja
nie mogę doczekać się deszczu
wtedy przysiadasz przy mnie
przeklinając chmury
a ja po skroniach cię głaszczę
zawsze to coś więcej
niż głuche myśli
w obrębie ścian
co ranek mówimy sobie dzień dobry
wychodząc z przyległych sypialni
zawsze oddzielnie
z przypadku tak samo
na siebie wpadamy
wiesz co najchętniej bym zrobił
w takim momencie