na trzy czwarte abstrakcyjnej wilgoci
są jeszcze chwile kiedy się kochamy
nieliczne
przestrzenne nadzieją
jak widok na gilotynę
to nie przypadek
kiedy wieczory przynoszą już tylko senność
nocny karnawał zagapiony w wątpliwościach
staliśmy się
tacy pogodoodporni
chociaż okna wciąż otwarte
oddychamy beztlenowo
wytykając sobie nawzajem
powietrze
z czasów które zaczęły je zatruwać
jeszcze tylko w piersiach
biją drzwi z napisem `czynne całą dobę`
poezją rozrywając serca
układają wersy o niczym
kiedyś mówiłaś tęczą
teraz rozdajesz uśmiechy z promocji
nie uczysz mnie już
patrzeć swoimi oczami
tysiącem słów
milczysz zakochana w cieniach
w pokoju bez obrazów
kwiaty karmią się twoimi łzami
a ja ubrany w noc
stoję przodem do słońca
wypalając źrenice w kierunku samotności
to nie motyl lata
to ćma
tak łatwo być niekochanym
a wiosna tego roku taka udana
na schodach po skrzydła
młodzi na ławce plotą dłonie w drzewa
kwitnąc schwytani w marzenia
to nie my