wszystkie warstwy przeciwstawne
czasami solidarnie podtopić
własną etykietę imienia i nazwiska
do nieprzytomności rozdmuchać przeznaczenie
rozdmuchać do samej nieprzyzwoitości
Życie to zbyt delikatna materia
by je składać w ręce profanów
Trzeba porównać intuicyjnie
duszone pod grubą warstwą potu
idiotycznie przespane jesienie życia
rozwiesić własne odbicie na czterech porach dnia
i zawisnąć w niebie niczym śpiew konającego skowronka.
Szarlatani z kryształu zawsze zapomną
oznaczyć nowo odkrytą ziemię
właśnie w twoim miejscu
i do końca rozgryźć twardego Łazarza
Należy pokonać niefrasobliwy opór kośćca
w dziurce od klucza uwięzić powidoki
i póki nie znikną twarde zmartwienia
zawsze wiedzieć o wiele więcej od nas
nakarmić tajemnicami wieczność
delikatnie wlutować płatki dni
w witraże kalendarzy
w tę jedną wielką przypadkowość
Bezpłciowe
krzykliwe zakończenie
setek napasionych nami po brzegi poranków
i szarlatani z drugiej ręki
na bezpiecznych od zapładniania poduszkach
znaczeni popołudniową drzemką
którzy spomiędzy mlecznych zębów
chcą wydłubać całą dorosłość
na raz przełknąć pył po rodzinnym domu
Potem powinno się przeżyć
choć nie sposób przeżyć
kiedy tulisz się do ciepła z lodu