o trzeciej nad ranem a może pięć po
zdarzają się jeszcze chwile
kiedy przeganiając kalkulacje
rozwiewamy wszelkie wątpliwości
spotykamy się poza ekranem
będąc bez dedykacji
znów gramy solo na dwa głosy
wtedy rzucasz się w moje ramiona
a ja głęboko bezsenny
dłonie zanurzam w tobie
udawadniając po raz kolejny
że wciąż nie musisz wątpić
nasz ogród nadal istnieje
to nie jest żadne deja vu
przenikamy dwoistość natury
potwierdzając swoją tożsamość
umawiamy się na kolejne pełnie księżyca
bez słów