znad zamkniętych okien
mrugnięciem powiek szybszym niż przeciąg
pamiętam tylko że światło
bez świateł w tunelu będzie co ma być
a blizny pozostają na dotyku
zachciało mi się że będę szczęśliwy
ot tak po prostu jak to zwykle w bajkach
szeptałaś na ucho z dziewiątego piętra
opowieści z kredensu nad przepaścią szuflad
był i słowik i pieśni półkrwi
pełne trelu o zdradzie pomiędzy skrzydłami
krążę teraz jak ten strach na wróble
ubrany w łachmany ale z dziarską miną
kiedy przede wszystkim planowałem radość
odstraszasz rozkosz w nierozliczonym
umyślnie mówię dosyć maleńka
sercu zawdzięczam to że jestem
ktokolwiek widział ktokolwiek wie
ten skrzyżowany ucieczkami w szarość
ubiera mnie w ciebie po raz ostatni
pociągałaś za sznurki pełna z konieczności
pieszczot i zdjęć ukrytych skrzętnie w portfelu
jedwabnych chusteczek zapłakanych nocą
przywłaszczeniem bólu ogromnym z pustych ramion
opowiadanie o wymyślonej
w świecie absurdów genetycznie
naiwność_ osadzony na gabicie
wyróżniam się zamachowymi ruchami