sypią się
przez palce
spadając na
kamienne schody
cień bieleje
w słońcu
i pochyla się
bezkrwiście
ku glinie
wiatrak bez oddechu
pląta nieustannie
bije godziny
a zegar nie zwalnia
prochy z wiatrem
okrążają kontynenty
beznadziejnie
bez wyrazu
czasami
czuję jak
Ziemia się kurczy
jak więdną kaktusy
paraliżują mnie
dźwięki
których nie ma
a może
w grobowej ciszy
księżyc wydaje się
większy