tak samo jak ostatnio kiedy wędrówka pod górę
zmęczona tęsknotą dała za wygraną z jabłkiem w dłoni
a ty gryząc kusząco stale przekraczałaś granice
poniekąd naga poniewierając moje myśli
to miał być tylko kieliszek szampana
a wszystko skończyło się nad ranem
o trzeciej trzydzieści po raz ósmy
wylałem soki w niebo otwarte na oścież
pełna pokus przebaczałaś bez pamięci
na kuchennym stole kreśląc wzory pożądania
sto linii kolumną pragnień
zapisałaś paznokciami dzikimi od mojej skóry
wtedy przyznaję oszalałem
na twoim punkcie bzik to mało powiedziane
czerpałem ze studni pisałaś mnie wodą na wiadra
bez dna pojąc sobą przez uchylone wrota
błagałaś daj jeszcze chwilę
skomlałem o każdy milimetr twojego dotyku
widnokrąg układał widoki poza zasięgiem życia
a my wyuzdaniem którego nie powstydziłoby się piekło
niebem wznosiliśmy toasty za nasze szczęście
te schody prowadzą w dół tak samo jak ostatnio
by nie pod górę tam gdzie nas nie ma
tak jak ostatnio w co drugiej twarzy księżyca
wypatrując nocy pełnych zawirowań
kiedy na prawdziwą nigdy nie jest za późno