na wzgórza rozkoszy
nie chcę czekać zmierzchu
nie chcę czekać nocy
by rozszczepić
światło twoich tęczówek
w kroplach czystej rosy
pragnę pozbyć się
wszystkich tkanin i koronek
na rzecz nagiej prawdy
która płonie
w szczytach i kotlinach
wyczekując twojego cienia
niech tym razem
słońce się zawstydzi
śledząc akty uniesienia
niech oświetli fragment skóry
w stanie subtelnego wrzenia
nie patrz na mnie
rozbieganym wzrokiem
zamknij oczy rozumowi
nie bój się widoku okien
to nasza chwila
tak jak nocą
tak i za dnia
zgarnij ją z brzegu łóżka
niech trwa
trwa
i trwa
ps. takie tam.... przy śniadaniu ;)