Wciąż bezmiar się miota i wzdryga,
Jaśniejąc gdzieniegdzie niczym świt w rosinie,
A drwiąc z wszelkiej formy to gaśnie, to miga,
Zbłąkane mu krańce, obce brzegi i dna,
Błyskanie krzykiem jakby obcość odlewa,
To czerń zdaje się płacze, zdaje się łka,
A bezmiar wedle woli to krzepi, to zlewa,
Bezstronny, bezsilny, bezsenny, bezkresny,
Lecz nie bez znaczenia,
Przestwór tak obcy, tajemny, bezszelestny,
Będący mieszaniną światła i cienia,
I tak czerń ku czerni spoziera się w sobie,
A mgnieniem ku mgnieniu tak migot się ma,
Jak patrzeć mi czasem bywa ku tobie,
Migotem – ty, błyskaniem – ja…
Dawid Głodek
http://remotiusrex.blogspot.com/