zawsze mi towarzyszy kiedy zamyślam swoje
czasem mam wrażeni
że widzę za nas dwoje ten sam krajobraz
wojny
mamy własną Troję i własnych bogów
nienawidzimy ich
a jednocześnie wyznajemy przeciwko sobie
nastał czas głodu
jałowe pola uczuć nie wydają plonów
rodzą jedynie miny
których odłamki przypominają nam
jak bardzo potrafimy okaleczać siebie nawzajem
nie rozróżniamy krwi od wody
a solą smarujemy rany
udając humanitarną wyrozumiałość
czerwonej swastyki
podejmujemy negocjacje warunków pokoju
które z systematycznością większą
od mijającego czasu
upadają groteską
szyfrowane wiadomości zagęszczone
niezrozumieniem treści
leżą w dołach nienawiści
jesteśmy czyści od zewnątrz
a w środku zgnici
czy nie lepiej byłoby wysadzić
własne towarzystwo
i na rożnych końcach świata narodzić się wolnym
niż trwać
w komorze dusząc się wspólną obecnością
dzień po dniu
zrywając kartki wojny
oczekując końca kolejnego roku