przechodzę przez korytarz na wytartych piętach<br />
już dawno zdarłem palce, rękoma odganiam<br />
biało czarny ogon, w brudno-szary sześcian<br />
zanurzam się czym prędzej, za szklanymi drzwiami<br />
wyciągam pomiętą paczkę, zapalam, pył w oku <br />
każe mi przymknąć powieki także i tym razem<br />
i zdawkowo odkiwnąć sąsiadowi z boku <br />
uciekając czym prędzej w nagłe drżenie ciała<br />
(wcale nie udawane, chociaż wiatr gdzieś zniknął)<br />
żeby tylko nie słyszeć, czego nie pochwala<br />
myślami jestem już w drodze. Drzwi za chwilę skrzypną