widuję ich krzywe odbicia
w sklepowych szybach
w płytkich kałużach
bez trudu
łapię ich żądne spojrzenia
pełznące po biuście
jak śliskie węże
zbieram
z chodnika słowa przedmioty
którymi sypią
jak ziarnem
chwytam
ich ręce w połowie drogi
żeby nie zasnąć
by nie zatracić
ostrożnie
podążam za ich krokiem
chcąc mieć styczność
mimo wszystko
(...)
zdarza się
że zamieniam wolność
w słodką niewolę
samczego uścisku