jak wielkie wyrosły nam garby
kiedy szlakami na oślep idąc
zawracamy
zbyt często dostrzegamy co ominęliśmy
zwyczajnie za późno
smak spękanych ust
i zapach zwiędłych kwiatów
pomiędzy słowami
o chlebie co wypluwaliśmy od niechcenia
z przesytu cywilizacyjnej gawędzi
przytul najmocniej jak potrafisz
bym poczuł że świat do którego nas zabrałaś
ma wyłączność szczerości
rozmów osobistych
o wszystkim i niczym
kropla do kropli uzbieramy morze
morze splecione z ziaren piasku
z niego fale
bijące o brzegi skalistej plaży
na której jesteśmy wystarczająco romantyczni
nie spieszmy się nigdzie nikt nas nie goni
świat o nas zapomniał
pozwolił być wolnym
wykorzystajmy daną nam szansę
po raz pierwszy i nigdy ostatni
czujesz
jak pulsują nam skronie
kiedy tak leżymy bezwładnie
przytuleni ciałami