Zeźlił się Bóg na niegrzeczne dzieci i zesłał karę.
Smok pożarł Wróżkę. Hej.
Płacom dobre dzieci, płacom juhasi, co im Wróżka nie roz i dwa życie ratowała na turniach, odzieniem przykrywała w tęgi wiatr, bocyła na dutki, gdy wredny baca płacił za robotę na halach. Hej.
Płacom i anieli w niebie i przed Boski Majestat rzucajom się na twarz.
- Miłosierny na niebiesiach!
Lecom pióra ze skrzydeł. Nadaremnie.
Stajom heruby przed Bogiem. Nic.
Zawzion sie Bóg na niegrzeczne dzieci i już.
Wróżce życia nie wróci.
Wszyscy w bek. Hej.
Przysoł diabełek do Boga i godo tak
- Uwolnisz Wróżkę ze smokowego brzucha?
- A bo co? - pyto sie Bóg.
- Mom jo z niom na pieńku. Albo ona, albo jo. Śmierzć za śmierzć.
Roześmioł sie Bóg.
- Bier!
Hej.
Przelatywoł smok nad Krakowem. Zakrztusił się smogiem. Kicha
- Kich, kich!
Wypadła Wróżka ze smokowego brzucha na wawelski dziedziniec. Leży bez przytomności na betonie. Hej.
Idzie król i patrzy, kto zacz.
- Wróżka!
Hej.
Bechnął król na kolana, Wróżkę cuci, dwornych na pomoc wzywa.
Diabołek zamienił się w dochtóra, zaro sie przy królu zjawił niby z menykanentami, Cygon jeden. Hej. Już sie rychtowoł, coby truciznę Wróżce do ust wlać, a tu bieży kucharka Kleopatra i sie drże
- Cosik mi tu siarkom śmierdzi!
Hej.
Wydarła łuczywo ze ściany, do dochtórskiego kitla przytkła.
Buch!
Obudził huk Wróżkę. Żyje.
Hej.
Ni ma diabołka, jeno ognista kula trawi Wawel.
Hej.
Obróciła Wróżka pierścionek na palcu.
- Niech ustanie pożar!
I zaroz wszystko ucichło. Hej.
Piknie mury stojom, dworni się radujom, raduje się król.
Obróciła Wróżka pierścionek na palcu roz drugi.
- Niech nastanie zgoda.
Hej.
I nastała zgoda. Dzieci poszły do łóżecek.
Bajek słuchajom, Wróżkę kochajom, grzecne som.
Hej.
Smok nażarł sie mięsa z marketu, siedzi przy chlebowym piecu i poziera na popielnik. A tam diabołek oczkiem mruga.
Hej.
dziękuję Ci
że byłaś cała w skowronkach
i deszcz wcale nie łkał
w srebrne kałuże
tylko tak słonecznie i ciepło
liście szumiały Ci do snu - poezje...
że wcale nie chciałaś żadnych marmurów
tylko tak zwyczajnie
,, w kopczyk mnie złóżcie
bo z prochu powstałam i w proch się obrócę
wśród prastarych dębów..."
za kwiaty które tak kochałaś
ale ,, nie daj Bóg by sztuczne na moim grobie"
więc białe chryzantemy
delikatne na wietrze
przyjmij ode mnie
Najdroższa...
i jeszcze muza
https://www.youtube.com/watch?v=b_Sv6xBIUUk
i tak Ci bardzo dzisiaj do twarzy
bez żadnej maski która nic nie wróży
nic nie dodaje nie zmienia
w bal przebierańców nasze marzenia
w brunatnej fryzurze sypnęło srebro
gdy ktoś zapyta - dlaczego tak szybko
czy jeszcze lato czy to już jesień
nic podobnego - lubimy brokat
jest trochę smutku gdzieś na policzkach
i zapatrzenie w dalekie bezkresy
stamtąd zapewne znowu napłyną
witalne siły których nigdy dosyć
nie jak starzyki ani podlotki
całkiem zwyczajnie gdy lato w pełni
są i owoce w morzu kąpiele
także po grudzie parę kroków naprzód
dobrze że znowu jesteś zwyczajnie
choć i iluzje są bardzo w cenie
czasem w przyjaźni trzeba doświadczyć
że blisko siebie - w milczeniu najpiękniej
jak to dobrze
że znowu jesteś...
bez śmigających jaskółek
znów kwitną jaśminy jakby
na przekór liliowym wrzosom
których śladów na próżno
szukać przy zachodzącym słońcu
cienie drgają inaczej
inna nierzeczywistość wyłania się
spośród niecodziennych zrębów
gdy niedowidzą oczy
lecz nie mylą tym razem białe płatki
w realu na jaśminowym krzaku
jaśminowo pachnie wrześniowe południe
w każdym zakamarku dziwi się ogród
gdy już wiem...
pozostaje mi podziękować
dziękuję Weteranom -
niezmiernie zdumiona
tranzytem
tam gdzie Kalniczka wpada do Osławy
pyzaty uśmiech rozwesela aurę
słuchasz uważnie gdy daleka droga
o Izraelu Ziemi Świętej z nazwy
na wyciągnięcie ręki Frasobliwy
ze smutkiem w oczach na Via Dolorosa
tak tam było i będzie po wsze czasy
jedwabne chusty otulają ciało
najbardziej smuci zdrada za srebrniki
Góra Oliwna samotność w cierpieniu
Jordan jest brudny o każdej godzinie...
nie mów już tyle... o popatrz... ruiny
znacznie inaczej wyglądają z auta
gdy nasze nogi tyle dróg już przeszły
czy chodzisz nadal po starych wertepach
zdobywam oczy dla pewnej kobiety...
w jednym kierunku
niech Ci wędrowne ptaki pokazują drogę
na połoninach wśród zasieków z darniny
idź nowymi szlakami których nigdy dosyć
ku kapliczkom schowanym gdzieś w kosodrzewinach
niech Ci pieśni nucą anioły razem z wiatrem
od zielonych szczytów Chryszczatej aż po Tarnicę
,, Rozpięty na ramionach jak sokół na niebie"
niech Ci będzie widoczny o każdej godzinie
tam w Cisnej niech Cię ludzie kochają jak brata
i do Siekierezady wstąp czasem na piwo
nie warz takiego co trzeba wypić samemu*
spośród gawęd o górach wybieraj najlepsze
gdy jesień drzewom się kłania gdzie bywałeś czasami
ślę Ci pozdrowienia wraz z widokiem na Górę
skąd początek bierze Miłosierdzie na zawsze
zapisane wśród sosen w ludzkie krajobrazy
CÓŻEŚ ZA PANI... ( takie tam: David, gwiazdki i rozporek - z inspiracji tekstem z Angory)
stoję jak sztubak przed pułkownikiem
a pan pułkownik wciąż sypie gromy
że mi wojenka pstrokato w głowie
lecz o wojence on więcej powie
krótko treściwie same konkrety
- gdy wybuchają u nóg granaty
to taki wojak nie robi w gacie
tylko odważnie: ,, a mam cię mam cię!"
wali z moździerza w ruchomy obiekt
gdy wokół leje i sucho w gardle
przetrzyma upał odważny żołnierz
adrenalina idzie do góry
nieważny Afgan ruchome piaski
nawet zdradzieckie podłe zasadzki
serce ze stali nie czuje strachu...
jakoś nie słucham więcej tych gromów
i tylko lekko zdziwiona patrzę
nie awansuję wiem już to przecież
lecz nie odejdę bez seksapilu
niejedna bitwa w rękach kobiety
niejedno miasto cudem zdobyte
wielkie wygrane zwycięskie bitwy
trzeba zaczynać od tych guzików
otwieram oczy i sama nie wiem
na jakiej wojnie jestem od kiedy
ciągle natrętnie dzwoni telefon
- wstawaj mój Skarbie napisz felieton...
jesień już szronem ozdabia włosy
a czas się dziwi że tak szybko
dzieci urosły i własne gniazda
wytrwale wiją gdzieś nad urwiskiem
warowne mury i stary zamek
za dom obrały na długie lata
wędrowny sokół odważny orzeł
i przy nich sowa Puchacz się zowie
czasem do matki przyfruną z rana
bo nie odlecą nigdy za morze
ważne są mury na litej skale
ważne schronienie o każdej porze
rodzinne więzi gorąca lawa
czasami smutek tak bez powodu
oczy się śmieją gdy Słońca znowu
z mgieł wypływają wprost do pokoju
kciuk do góry
uśmiech numer siedem
w swojej prostocie
magicznie otwiera drzwi tam
gdzie ,, milczenie jest złotem"
z bagażem doświadczeń
bez maski reliktowych promieni
twarz tak znajoma
że oczy się śmieją
,, usta milczą dusza śpiewa" ...
przyjaciel czyta między wierszami
i łzy rozumie czasem niedolę
to co ukryte przed wścibskim wzrokiem
pierwszy zobaczy i wskaże drogę
zawsze najprostszą pośród wyboi
flaszkę zakręci i twardo powie
nie pij już więcej mój przyjacielu
wymiętej mordzie poda łyk wody
resztę wyleje na czubek głowy
wyciągnie z bagna postawi na nogi
zje beczkę soli strawi o świcie
choć gorzko w życiu wciąż jest przy tobie
i razem z tobą cieszy się w prawdzie
gdy przezwyciężasz wszystkie słabości
pogratuluje dużej wygranej
i w tej malutkiej przybije piątkę
więc zamknij oczy i pomyśl chwilę
kogo zobaczysz to o nim mowa
nie mówi o tym lecz jest prawdziwym
bo przecież razem w szczęściu i w biedzie
wszystkiemu winno grzybobranie
i bukowy las o świcie spowity we mgły
cudnie utkane z perłami lśniącej rosy
bujne trawy dojrzałe jeżyny i droga wśród skał
mroczne tajemnice zdławiony krzyk
z dala od ludzi coraz bardziej
z duszą na ramieniu gdy
to nie przypadkowy strzał tuż obok
połyskująca łuska przy uchu
i czerwony ślad na pyzatym policzku
mimowolny krzyk
byle szybciej z tych chaszczy Jezuniu
ratuj mnie na tym odludziu
a kysz puchaczu z tej dziupli co mi prosto
w twarz lecisz a kysz żadnej śmierci
żadnych złych wróżb
Jezuniu proszę Cię niech już raczej śmierć
zejdzie z tego świata ja chcę jeszcze żyć
na Teneryfę wykupiony bilet
w walizce kusa sukienka i sandały hit
a tu ktoś z ukrycia strzela
Jezuniu za co ratuj mnie
....
Grażynie
wiatr głaszcze policzki coś nuci do ucha
Joszko na trąbce gra słuchają zegary
i zmienia się cisza w złociste pejzaże
brzozowa aleja łagodnieje w dali
jakiś krzyk nad wodą budzi starego puchacza
opuszcza pielesze bezgłośnie kołuje
nad przydrożnym drzewem w którym śmierć umiera
żeby raz na zawsze zaistniała wiosna
sikorka bogatka pogodzona z życiem
beztroska jak zawsze nie zadaje pytań
niestraszne jej zimy przepływanie w czasie
jest zniknie na chwilę odrodzi się rano
Ps. Pozdrawiam serdecznie z Alaski. Dziękuję. I muza.... :)
https://www.youtube.com/watch?v=sxIZj1I3PQI
https://www.youtube.com/watch?v=2zLkLodAMOY
https://www.youtube.com/watch?v=SphaZMxM6hI
Z inspiracji komentarzem Krzewika
przewodniczko po baśniowych wersach*
spójrz dyliżans już przy bramie chodźmy
kufry pełne snów niech zniosą przez hol
obdarujemy dzieci z Ugandy
w Dolinie Oleandrów pokonamy lwy
przewodniczko po baśniowej krainie
pokaż mi drogę do Szumiących Piór
szaman nad skałą odprawi czary
wypłynie potok niecodziennych słów
i popłyniemy z weną przez morze
będziesz bossem na katamaranie
dalekie szlaki wytyczymy z fal
ukłonimy się żelaznej damie
płetwal błękitny poprowadzi bal
stangret znak daje dziś wyruszamy
gdzie jakieś hymny wyśpiewuje wiatr
przewodniczko po baśniowych wersach
nim lampa zgaśnie prowadź prowadź w dal
* Autor: Aronia
https://www.youtube.com/watch?v=sxIZj1I3PQI
jest taka cisza która słonecznie
wypełnia każdą przestrzeń
która w zakamarkach drga a jednak
nawet najlżejszy podmuch wiatru z północy
nie kaleczy najczulszych słów
powiedzianych szeptem wczorajszej nocy
jest takie malowanie sennych obrazów
które pod powiekami a już za dnia
przybliżają nie na wprost a jednak do serca
najcichsze nuty zapisane w jasnych obłokach
wzrusza każdy delikatny dźwięk i znowu
cisza...
jest taka cisza która nie boli
a wypełnia każdą przestrzeń za dnia
która daje bezgraniczną pewność
że wiosna pobudza do życia obumarłe ptaki
i znowu wracają na szerokie rozlewiska...
bociany na połoninach 26.01.2016r. niesamowity widok
15.03.2016r.
znowu jest wiosna na Poetyckiej
w parkowej alei szeleści kapuśniaczek i mokną bzy
ale w perełki z wody takie ulotne stroją się sasanki
stary ogrodnik w kapeluszu siedzi na werandzie
obok dwa psy
wsłuchują się w przyrodę
w zielonym igliwiu skrzydlaty wędrowiec
chowa główkę w piórka
droga przed nim jeszcze daleka hen
dzień pachnie kawą dymem z fajki
tajemnicze zakamarki wypełniają sny
las cały we mgłach nuci love story
o zmierzchu
wiosna na Poetyckiej zmienia oblicze
złocista kula za horyzontem czerwienieje
strażnik światła purpurowy *
z błękitu w granaty zmienia kolory
cisza choć dzwoni na połoninach
wśród opuszczonych cerkwi
nie dziwi nikogo
gdzieś z odległych światów
nieśpiesznie wracają duchy tych ziem
ławka w parku kusi wygodnym oparciem
ciepłe dłonie łączą się w miłosnym uścisku
zakwita nowe uczucie
a latarnie jak żółte róże
rozjaśniają mrok
nie bój się Mała
tłumaczy mi cicho głosem pogodnym
tutaj się wiosennieje późną jesienią
odrastają włosy po chemii czerwonej
jak złote runo widzę je we śnie
w promieniach gamma poranna zorza
nadaje życiu nowy sens
na białej łące zakwitanie
gdy deszcz za oknem mocno mży
a potem
jest Victoria!
i oby nigdy więcej powrotu
do
przerywanych cichym spazmem
niedokończonych snów
niech śni się wiosna niech trwa na jawie
niech przybierze magnoliowy kształt
bowiem
magnolia
kiedy ją zaczarujesz w złotej godzinie
poddasz łagodnym tchnieniom wiatru
kiedy sercem wrażliwym uchronisz
od wiosennych przymrozków zakwitnie
na białe płatki wypełznie rumieniec
słodkim zapachem cię zniewoli
trwać będzie w ogrodzie przez lato zimę
do wiosny unosić się w zakamarkach
to nie jest bajka to twoja codzienność
ubrana w suknię z kwiatów magnolii
artysta ją namalował na jedwabnym płótnie
zamienił w obraz utrwalił na dłużej
z chłodów wyrusza ku jasnym przestrzeniom
otwiera bramy rajskich widoków
i nigdy dosyć a coraz więcej
i więcej pragniesz gdy raz ją zobaczysz
kocham
mój ogród i wiosenne melancholie
żurawi krzyk nad moją głową
ptasie klucze przylatujące z nieznanych mi światów
zupełnie tak samo od lat
kocham
dom opleciony różanym krzewem
przy wzgórzu stary sad
dorodne orzechy - z nich wiele uciechy
( poezja w ustach ma tortowy smak )
bocianie klekotanie na powitanie
( Wojtek pamięta przyleci chwilę postoi
na ulubionym słupie) przed odlotem
do swojego gniazda przy leśniczówce
kocham
cichnące góry gdy zapada zmrok
i gdy ożywają jelenim rykiem
rozłożyste poroża w wąwozach
rude kitki zwinnych wiewiórek
leśne runo białe zawilce
na wszystko jest czas...
ale gdy znienacka
przychodzi doświadczenie
,, tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono"
mądrość z Koholeta ,, a wszystko to marność"
nabiera wymownego znaczenia
śmierć cicho kładzie na wiosennych łąkach
wśród soczystej zieleni
łatwiej oddala się na wieczyste pastwiska
jasny płomień
i zostaje cisza
pozwól mi niech zostanie tutaj ta muzyka
https://www.youtube.com/watch?v=b_Sv6xBIUUk
rozbrzmiewa spokojem
łagodzi
odchodzenie tak nagłe...
jestem
piórkiem na wietrze
wplątany w różane gałązki
drżę
jeszcze
nieznana siła
trzyma mnie mocno
zakleszcza
jestem
niewolnikiem własnych myśli
spójrz
nie istnieję
podróże w czasie
tyle już torów było pociągów do
z megafonów zapowiedzi że odjedzie przyjedzie
od do zgodnie z rozkładem jazdy lub opóźnienie
ileż razy winien był klimat brak zrozumienia
wpływał na słowa zgrzytały jak koła hamujące na drugim przy trzecim
to znowu gładko wszystko płynęło jednostajnym szumem
wspólne podróże obłaskawiały nieznane a groźne ze słyszenia
lub tak zwyczajnie ciepło jak lipcowa rosa lśniły diamentem
dłonie splecione uściski pocałunki świat daleki i bliski zarazem
zbuntowane przeciwko wszelkiemu złu myśli
odnalazły swoje miejsce w pokorze
odwaga uskrzydliła
dodała nowych sił
gdy pod górę...
tak zwyczajnie
zdmuchnęła mnie ta ziemia całkiem
święta tylko z nazwy
bardziej przygniotła krwawymi ranami
niż dodała otuchy
bez odpoczynku w Cezarei w Kafarnaum
wśród nierówności,
z dala od zaminowanego pola namiastka chrztu
w Jordanie na pamiątkę
że żył Święty
niewielu o Nim pamięta lub pamięta w zacietrzewieniu
iż
Jezus z Nazaretu
przyszedł do swoich ale go nie przyjęli
o świcie budzi kontrowersje w czekaniu na cud
umarł na krzyżu ale czy zmartwychwstał
na próżno szukałam wśród ludzi jakiejś euforii
alleluja nie rozbrzmiało wcale
wśród kolorowego tłumu na via Dolorosa
zadziwione spojrzenia że ktoś wierzy jeszcze… teraz
rozmowa o wiośnie
popatrz! w dwugłosie zakwita przylaszczka
i nowa rzeka wyłania się z mroku
tam gdzie Styks - milkną elegie i treny
a rozbrzmiewa pieśń o kroplach wody żywej
bóg Kama śpiewa na wyspie wiecznych piór
słuchaj! to teraz najpiękniejsza z Twych ról
poznajesz lądy nadajesz imiona
bez odbicia w lustrze wczoraj
a dzisiaj
niechaj i wiosna będzie Wam łaskawą
w kusej sukience na zielonych wzgórzach
wśród żółtych mleczy bursztynowym szlakiem
idźcie ku miłości tego Wam życzę
gdy niepogoda każe zostać w domu
łaskawa wena niechaj spłynie wierszem
niech zawirują liryczne triolety
czule ułożą poetyckie puzzle
a nowe? ( triolety dla Poetki )
pytasz Tereso gdzie wiersze
na której skryły się półce
czy może leżą na łące
pytasz Tereso gdzie wiersze
może niełaskawa wena
zamknęła je w starym kufrze
pytasz Tereso gdzie wiersze
na której skryły się półce
od serca ma przyjaciółko
i pięknych wzruszeń malarko
już odpowiadam – są tutaj
od serca ma przyjaciółko
w poezji zwykła codzienność
uśmiecha się do niej wiosną
od serca ma przyjaciółko
i pięknych wzruszeń malarko
haiku
wiosna w Japonii
pachną wiśniowe sady
w nocy piszę list
Najdroższa
dzisiaj zobaczyłam po raz pierwszy
napisane po japońsku
napisane po hebrajsku
moje teksty
Japończycy wybrali zieleń w parkach
Izraelici święte miejsca
z pięknych liter mozaika
Senior fotografii
kocham cię Córeczko
mama
nie tylko pstryk
albumy pełne fotografii
owocujesz jesienią ale i owocujesz latem
bladoróżowe świty w zimie otulasz puchową kurtką
gdy mróz maluje nienazwane
ty nazywasz rzeczy po imieniu
razową pajdę w rękach chudego dziecka
wypatruje czujne oko mistrza
bieda nie idzie w parze z Grand Prix
w czarnych oczach małego chłopca
bunt
wraz z nastaniem wiosny
rusza humanitarna akcja
dom
dla Pawełka
limeryk
pewien poeta z miasta Zagórza
bibliotekarki ciągle pouczał
tomiki moich wierszy
na górne dajcie półki
w końcu uległy przyniósł odkurzacz*
* miasto zupełnie przypadkowe, postaci fikcyjne
a w Twoim sercu
tęsknota się wzmaga niepokoi o świcie
wspomnienie z dzieciństwa dzień maluje na szybie
lecz wiesz co jest prawdą a co niesie nostalgia
co z bajek zrodzone gdzieś łagodnie wyrusza
i w jasnym wąwozie znów zapuszcza korzenie
najsłodszy pod słońcem krzak czerwonych poziomek
ktoś gra na fujarce świat milczy zasłuchany
i my na kocu w kratkę znowu tacy mali
dziecka głos rozumie stary wiatrak przy skarpie
wszystkie tajemnice już zamyka na kłódkę
skarby nie zaginą paź królowej tłumaczy
najdroższe zostaje co ukryte w pamięci
mimochodem
w ogrodzie jesienne melancholie
otaczają mnie zw wszystkich stron
bordowe róże bardzo smutne
i liście umierają u moich nóg
a przecież na oceanie jest taka wyspa
gdzie można się cieszyć przez cały rok
tam wiosna trwa wiecznie
i ma swój dom
nabrzmiałe pączki skąpane w rosie
z cichym westchnieniem zamieniają się w kwiaty
pięknie u stóp wulkanu
lazurowa woda ciepłe plaże
w cichej zatoce kolorowe motyle
przysiadają na alabastrowej skórze i jego i jej
miłość maluje słoneczne obrazy
pragnienia utkane z marzeń zamienia w spełnienie
więc co ja jeszcze robię w tym ogrodzie
poznajesz
ten dom z ogrodem pokój na stryszku
drewniane schody ze śliską poręczą
zjeżdżałeś po niej na każdy twój mecz
niesforny chłopak z wiatrem we włosach
mówiłeś ochoczo chce mi się żyć
młyńskie koło kręciło się od rana
przyjeżdżały furmanki rżały konie
chłopi wnosili wory ze zbożem
dorodne żyto złotą pszenicę
brałeś do rąk jak Boży skarb
w puszystej mące zapachy lata
omłoty jesienne świergoty ptaków
marmolada z róży najlepsza w pączkach
dżem wiśniowy na razowy chleb
lubiłeś kromki grube jadłeś ze smakiem
dzisiaj pieczywo pachnie inaczej
domowe przetwory inny też mają smak
ale czar wspomnień naszej młodości
został głęboko głęboko w nas
spokojnego odpoczynku pięknych snów
tam gdzie laguna przechodzi w błękity
szmaragdowozielona woda w ocean spokojny
wpływa półsennie
milkną w zatoce niepozorne łodzie
zastyga w bezruchu powietrze gorące
poszukiwacze skarbów wstrzymują oddech
lśnią srebrzyście owalne muszle
sezam otwiera się bezszelestnie
w tęczowej poświacie błyszczą
perła przy perle zrodzone
do wieczorowej kreacji
mlecznobiałe bez skazy
chłodem ożywiają zmysły
piękne na szyi na delikatnej ręce
przenoszą w świat marzeń lub oczywistość
smutno ci matko
na cmentarzu w Kalnicy
wiatr w liściach szeleści że tak pusto
że opuszczone to miejsce....
a jednak troskliwe dłonie
pieczołowicie odnawiają nagrobek
żyją w pamięci pradziadowie z tych ziem
twoim spojrzeniem ukołysani do snu
rozpadam się na kawałki
jeszcze na wiosnę chodzenie po pięciolinii miało sens
fatamorgana ze snów jak piękna pajęczyna drgała na wietrze
i dobrze mi było z tym
i każdy lekki szmer miał sens każde odbicie w lustrze
choć kurzych łapek przy oczach więcej od uśmiechów
pogoda na co dzień była tyle pocieszeń do słuchawki
ocieranych łez z oczu odległych tulenia do serca
albo mam czas wejdź nawet gdy noc późna i wiatr łomocze w okna
nie bój się zniesiemy i to jeszcze optymizm ma sens
ten kamień wcale nie od Syzyfa wtoczymy na szczyt
tylko widzisz...
ja już nie mam już sił być dla innych
pamiętam
była jesień pogoda taka jak dzisiaj
padał deszcz ze śniegiem
koleżanka przybiegła z wiatrem we włosach
słuchaj przyszły wyniki
na małej kartce papieru - markery takie a takie
i znacznie więcej przerzuty z ... do
spokojnie pamiętaj że jesteś silna
przy wchodzeniu pod górę to bardzo ważne
ale dzieci - kurczątka
rozpacz w oczach
pisklaki odłączone od matki
czy znajdą ziarno czy ktoś je nakarmi
stadko w domu i szlak przez onkologię
łączył wspólny mianownik matczyna miłość
wiele zniesie wiele pokona
im wcześniej tym lepiej w walce z rakiem
bieszczadnicy
na otwartych przestrzeniach w oczach radość świata
po wsze czasy za pan brat z biesami
śród mgieł gdzie turnie jodły strzeliste
płynie w niebo melodia gór
na koniach stępem po połoninach
nogi silne w trepy obute szczęście w podkowach
u wrót bram do przestworzy niebieskich
anioły zawsze zielone podają bieszczadzki ogień
znają silne wrastanie w sosny nad urwiskiem
wycie wilków w dolinach srebrzystych
wśród świerków łani danieli samotnych
łączą niebo z ziemią kłaniają się świątkom