chowam w kieszenie wypełnione wiatrem
skarby najdroższe jakie znalazłem wędrując
po świetle wyciszonym ciszą
i jeśli pozwolisz
zamiast kamieni przyniosę gramy szczęścia
wyrwane kształtem kwiatów z planet wierzb
rozczochranych drogami donikąd
skrawkiem ziemi do butów przypiętych
sznurowadeł garbów i oaz
tylko chciej mieć w objęciach wieczory
wplecione z rankiem włosami obojga
jak małe przekleństwa niesione ustami
zaciśniętymi w wierszach i dłoniach
jak nagie nieba z oślepiającym słońcem
w które patrząc człowiek rozkwita
i wie że jutro zostanie mu tylko chwila
dla motyli tańczących w żołądku
z zapachem kawy
i wstydliwym wyjściem poranków
poniekąd krocząc dalej
przed siebie