patyczków do uszu rozrzuconych w łazience
gumek z wyrwanymi pospiesznie włosami
poświęconego szminką lustra
zaparowanego prysznica
i tego czekania niecierpliwie pod drzwiami
a potem czepiania...do przypraw
że zbyt idealnie smakowały obiadem u matki
i dźwięku zmywanych naczyń
zbitych z przekory albo zupełnie przypadkiem
dłońmi zmęczonymi przemijaniem
dokładniejszym od szwajcarskiego zegarka
zmokniętego płaszcza w przedpokoju
gdzie drzwi mocniejsze od murów
i parasola osłony przed obcymi aniołami
których śpiew syrenim głosem kusił
butów odpoczywających na jednej półce
różnych rozmiarów jakże pasujących do pary
zbyt białych nocy z ciszą sypialni
gdzie dwa oddechy wystarczały żeby zasnąć
za stado owiec liczonych oczami wilka
miękkości nocnej koszuli
kojącej najtwardsze męskie ego
do stanu wyczucia namiętnych pocałunków
czego brakuje mężczyźnie po przejściach
...domu ?...
za który mógłby umrzeć